***jakiś czas później***
Pomarańczowe, wyblakłe jeszcze słońce, powoli wznosiło się znad horyzontu, aby oświetlać swoim blaskiem kolejny dzień. Pierwsze promienie nieśmiało zaglądały do pokoi i budziły ludzi o niespokojnym, lekkim śnie. Błękitne, wciąż delikatnie zamglone niebo zapowiadało wspaniałą pogodę. Idealną na spełnianie największych marzeń.
Niewyraźna smuga światła padła na twarz śpiącego wciąż Louis'a. Ten westchnął ciężko i mozolnie przewrócił się na drugi bok, zasłaniając oczy przed jasnym światłem. Wyciągnął rękę i zaczął gładzić nią łóżko, jakby w poszukiwaniu czegoś. Po chwili otworzył oczy i ze zdumieniem spostrzegł, że miejsce obok niego jest puste, a o czyjejś obecności świadczył tylko ślad na wygniecionej poduszce. Przesunął się nieznacznie i wtulił w nią twarz. Pachniała drogimi, damskimi perfumami, które tak dobrze znał, i kokosowym szamponem.
Wtedy właśnie ocknął się i dotarła do niego świadomość, że to właśnie dziś jest ten dzień. Tak długo wyczekiwany, planowany od dawna, kiedy tylko w jego głowie zawitało takie marzenie. Ślub. Piękny, wspaniały, z mnóstwem gości we wspaniałej katedrze. I z nią. Z kobietą jego życia. Z Eleanor.
Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie. Stała taka zmoknięta, zupełnie przemoczona, w parku, jakby oczekiwała czyjegoś przyjścia. Doskonale pamiętał jak nieśmiało do niej podchodził, jak bał się zaproponować jej, aby pożyczyła jego parasol. Znowu ujrzał ten promienny uśmiech na bladej twarzy i wesołe błyski w oczach – zupełnie jak u człowieka, którego marzenia mają się niebawem spełnić, pomyślał.
Przeciągnął się wolno, ziewnął i energicznie wstał z łóżka. Wiedział, że już nie zaśnie. Drżał z podniecenia, obawiał się, że coś się stanie, że do ślubu nie dojdzie, że ona się rozmyśli, że katedra się zawali. Wymyślał coraz to dziwniejsze wypadki, po czym ganił się za głupotę i powtarzał sobie niczym mantrę, że wszyscy panowie młodzi zachowują się tak samo. Poza tym jego Eleanor nie zrobiłaby tego. Znał ją tak dobrze.
W samych bokserki wyszedł na korytarz, zobaczyć się z narzeczoną. Miał to być ostatni raz. Wieczorem będzie już jego żoną. Zeszedł na dół i zauważył ją pochyloną nad drewnianym stolikiem do kawy, a jej brązowe włosy o lekko kasztanowym zabarwieniu falą spływały na smukłe ramiona.
Wtedy właśnie ocknął się i dotarła do niego świadomość, że to właśnie dziś jest ten dzień. Tak długo wyczekiwany, planowany od dawna, kiedy tylko w jego głowie zawitało takie marzenie. Ślub. Piękny, wspaniały, z mnóstwem gości we wspaniałej katedrze. I z nią. Z kobietą jego życia. Z Eleanor.
Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie. Stała taka zmoknięta, zupełnie przemoczona, w parku, jakby oczekiwała czyjegoś przyjścia. Doskonale pamiętał jak nieśmiało do niej podchodził, jak bał się zaproponować jej, aby pożyczyła jego parasol. Znowu ujrzał ten promienny uśmiech na bladej twarzy i wesołe błyski w oczach – zupełnie jak u człowieka, którego marzenia mają się niebawem spełnić, pomyślał.
Przeciągnął się wolno, ziewnął i energicznie wstał z łóżka. Wiedział, że już nie zaśnie. Drżał z podniecenia, obawiał się, że coś się stanie, że do ślubu nie dojdzie, że ona się rozmyśli, że katedra się zawali. Wymyślał coraz to dziwniejsze wypadki, po czym ganił się za głupotę i powtarzał sobie niczym mantrę, że wszyscy panowie młodzi zachowują się tak samo. Poza tym jego Eleanor nie zrobiłaby tego. Znał ją tak dobrze.
W samych bokserki wyszedł na korytarz, zobaczyć się z narzeczoną. Miał to być ostatni raz. Wieczorem będzie już jego żoną. Zeszedł na dół i zauważył ją pochyloną nad drewnianym stolikiem do kawy, a jej brązowe włosy o lekko kasztanowym zabarwieniu falą spływały na smukłe ramiona.
- hey kotku - szepnął narzeczonej do ucha, ta się tylko uśmiechnęła i natychmiast podniosła się. Louis nie marnując czasu od razu ją pocałował. Gdy się od siebie oderwali i spojrzeli znacząco na siebie Els zapytała.
- wstałeś już? Miałam nadzieję, że jeszcze sobie pośpisz. Specjalnie starałam się ciebie nie budzić
- nie obudziłaś mnie. Zrobiło to słońce
- zrobić ci jakieś śniadanie?
- yhm - mruknął - obojętnie co. Dzisiaj zjem wszystko.
Z niejakim fanatyzmem obserwował jak pełnym gracji krokiem kieruje się do kuchni. Miała na sobie tylko jego zgniło-zielony t-shirt, który służył jej jako koszula nocna. Materiał sięgał zaledwie do połowy uda, sprawiając, że szatynka wyglądała ponętnie i seksownie. Mężczyzna westchnął przeciągle. Wciąż nie mógł uwierzyć, że tak wielkie szczęście spotkało jego. Właśnie jego.
Wtedy do kuchni weszli Harry i Kate.
- co tam u was gołąbeczki? Jak tam samopoczucie przed ślubem? - uśmiechnął się Hazza i spytał się pary.
- zestresowani - odpowiedziała Els.
Gdy wybiła 13:00, a ślub zaczynał się o 17:00 dziewczyny zabrały się za przygotowania. Wszystkie wykonały poranne czynności i udały się do pokoju pomóc pannie młodej w przyszykowaniu. Suknia ślubna, leżała na niej jakby była specjalnie szyta. Następnie zastanawiały się nad upięciem włosów, Perrie doradziła jej, by spięła je w kok i kilka kosmyków wypuściła. El spodobał się ten pomysł i tak też zrobiła, później wykonały makijaż i była już gotowe. Dziewczyny przebrały się w sukienki (Kate, Danielle, Perrie, Asia), spięły włosy, umalowały się i wszystkie zeszły na dół. Wybiła godzina 16:30 wsiedli do limuzyny i pojechali pod katedrę.
***Z perspektywy Eleanor***
Katedra oliwska należała do budynków, na których nie oszczędzano materiałów. Potężna, wręcz majestatyczna, wznosiła się w górę dwoma strzelistymi wieżami. Ogromne wrota wyglądały jak w dawnych zamkach, jakby za chwilę mieli je przekroczyć król i królowa. Wiele par wybierało to miejsce na swój ślub. Było piękne, dobrze ulokowane i mogło pomieścić mnóstwo gości w swym obszernym i zawsze przyjemnie chłodnym wnętrzu. Poza tym było w niej coś takiego, co sprawiało, że młodzi czuli się ważni, jakby nagle ich egzystencja urastała do ogromnej rangi, jakby pełnili naprawdę ważną rolę.
Stałam w białe sukni przed drzwiami katedry i czekałam na właściwy sygnał. Kiedy orkiestra zaczęła grać na dróżkę wybiegły siostrzyczki Louis'a Daisy i Phoebe ubrane jak aniołki w sukienki a z plecionych koszyczków sypały pod nogi kwiaty.
Ruszyłam przed siebie, oczy zebranych skierowały się ku mnie. Wszyscy patrzyli a ja szłam i szłam. wydawało mi się, że ołtarz oddala się zamiast przybliżać. Na Końcu alei stał Louis ubrany w idealnie uprasowanym, czarnym garniturze a obok niego stali chłopcy jako świadkowie, zaś po drugiej stronie stały dziewczyny jako moje świadkowe. Lou na mój widok uśmiechnął się. Wszędzie tyle radości a ja chcę płakać nawet nie wiem z jakiego powodu. Na policzkach poczułam ciepłe łzy. Przez wszystkich błędnie interpretowane jako dowód szczęścia. W końcu udało mi się dojść do ołtarzu i podałam rękę ukochanemu.
Rozpoczęło się nabożeństwo. Przez cały czas stałam wcale nie mniej zdenerwowany niż przed katedrą. Zaczęłam nerwowo zerkać na stojącego u mojego boku Louis'a i nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się na prawdę. Słowa księdza w ogóle do mnie nie dochodziły. Do decydującego momentu dobrnęłam jakby w amoku, w ogóle nie orientując się w sytuacji. Ocknęłam się gdy ksiądz zwrócił ku narzeczonego i zadał mu pytanie.
- Louis'ie William'ie Tomlinson'ie czy chcesz poślubić tu oto Eleanor Jane Calder? I obiecujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że zostaniesz z nią w zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i cierpieniu i nie odpuścisz jej aż do końca swoich dni?
- tak - odpowiedział zdecydowanie
- Eleanor Jane Calder czy chcesz poślubić tu oto
Louis'a William'a Tomlinson'a? I obiecujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że zostaniesz z nią w zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i cierpieniu i nie odpuścisz jej aż do końca swoich dni?
- tak - szepnęłam
- na znak miłości załóżcie sobie obrączki.
Pastor podał na szkarłatnej poduszeczce obrączki Louis'owi. Zdjął jedną i ostrożnie ująwszy moją dłoń wsunął obrączkę na palec, następnie ja postąpiłam tak samo.
- a więc ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować swoją żonę - powiedział ksiądz po czym Lou zbliżył się do mnie by pocałunkiem upieczętować nasze małżeństwo.
Weszliśmy do sali balowej. Goście rozstąpili się i stanęli przy ścianach robiąc nam miejsce. Louis wciąż trzymając moją rękę wyszedł na środek parkietu. Obróciliśmy się ku sobie. Położyłam mu prawą rękę na ramieniu a drugą złapałam dłoń Lou. Orkiestra zaczęła grać a my zaczęliśmy swój pierwszy taniec. Robiliśmy płynne kroki w rytm muzyki. Suknia muskała mi łydki, w głowie mi zawirowało. Na parkiet wyszły inne pary. Widziałam tylko kryształowe żyrandole, ciemną boazerię i suknie innych gości.
Zmiana partnera. Obróciłam się i zaczęłam taniec z Liam'em. W czasie tańca rozmawialiśmy.
Po tańcach rozpoczęła się uczta, w czasie której Harry wstał i wzniósł toast.
- Louis, Eleanor życzę wam dużo szczęścia, własnej chatki i abyście mieli dużą gromadkę małych tomlinsonów. Za parę młodą - wyrecytował i podniósł kieliszek.
- gorzko, gorzko... - zaczęli wszyscy krzyczeć.
Co mieliśmy zrobić. Spojrzałam na swojego męża i nasze usta złączyły się w pocałunek. Gdy skończyliśmy rozbrzmiała muzyka i goście ruszyli na parkiet.
Nadszedł czas na rzucanie bukietem. Chłopcy zasłonili mi oczy chustką a za moimi plecami dziewczyny czekały aż rzucę. Zamachnęłam się i wyrzuciłam w rąk bukiet. Zdjęłam pośpiesznie chustę i odwróciłam się aby sprawdzić, która została szczęśliwie obdarowana bukietem. Rozejrzałam się i zauważyłam stojącą na środku Kate. Uśmiechnęłam się do niej i usłyszałam jak wołają Louis'a, aby się przygotował na swój rzut muszką. Po chwili okazało się, że szczęśliwym wybrańcem okazał się Harry. Przyszła para młoda musiała zatańczyć jeden taniec. Ale w trakcie inni dołączyli do pary.
Następnie o 24:00 wjechał ogromny tort. Razem z Tommo pokroiliśmy go i rozdaliśmy gością.
- gorzko, gorzko... - zaczęli wszyscy krzyczeć.
Co mieliśmy zrobić. Spojrzałam na swojego męża i nasze usta złączyły się w pocałunek. Gdy skończyliśmy rozbrzmiała muzyka i goście ruszyli na parkiet.
Nadszedł czas na rzucanie bukietem. Chłopcy zasłonili mi oczy chustką a za moimi plecami dziewczyny czekały aż rzucę. Zamachnęłam się i wyrzuciłam w rąk bukiet. Zdjęłam pośpiesznie chustę i odwróciłam się aby sprawdzić, która została szczęśliwie obdarowana bukietem. Rozejrzałam się i zauważyłam stojącą na środku Kate. Uśmiechnęłam się do niej i usłyszałam jak wołają Louis'a, aby się przygotował na swój rzut muszką. Po chwili okazało się, że szczęśliwym wybrańcem okazał się Harry. Przyszła para młoda musiała zatańczyć jeden taniec. Ale w trakcie inni dołączyli do pary.
Następnie o 24:00 wjechał ogromny tort. Razem z Tommo pokroiliśmy go i rozdaliśmy gością.
W końcu po wielu godzinach zabawy, tańca i śmiechu znalazłam się z Lou w naszej sypialni (oczywiście nie będę opisywać co działo się w nocy).
____________________________________________________________________
Boski, genialny, extra
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3
awwww aż mi łzy poleciały po policzku pięknie to opisałąś tylko nie mogłam zobaczyć w co są ubrane dziewczyny bo jest założone hasło ale wszytsko wyszło genialnie czekam na kolejny i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńwegonnasticktogether1d.blogspot.com
oo jaki wspaniały ! tak to wszystko sobie wyobrazić...cudne !!
OdpowiedzUsuńHarry + Kate = nowe małżeństwo :D
Ciarki na całym ciele i łzy w oczach . Jak ty to robisz , jak ? Uwielbiam twój styl pisania i to jak opisujesz wszystko dokładnie. Czułam się jakbym była uczestniczką tego ślubu . Wzruszający , a za razem piękny rozdział . - Weronika ;*
OdpowiedzUsuńAż nie wiem jakich słów użyć wyrażających moje odczucia...
OdpowiedzUsuńTo było przepiękne! ♥
Czuję tylko niedosyt spowodowany brakiem ostatniej sceny (+18), hahahah! :P
Ale naprawdę... Genialny rozdział! ♥
marrymeharrystyles.blogspot.com/
Ohoho!!
OdpowiedzUsuńJak Ty to swietnie opisalas.WOW! Cgyba jak najlepiej do tej pory !
Slub awww! Ta suknia byla przepiekna i wszystko bylo przepiekne.
Czyli kate i harry kolejna para w kolejce do slubuu???
Bbardzo fajnie.
Caluski :*
http://1dopowiadania123456.blogspot.com/
Peanuts ;D
awwwww *.*
OdpowiedzUsuńHaaa świetny :)
OdpowiedzUsuń